Blog

Wywiad z Irką Dąbrowska

16 sierpnia 2021

Wywiad z Irką Dąbrowska

Mamo, urodź mnie drugi raz jako dziewczynkę

Irką Dąbrowską, mamą 8-letniej transpłciowej dziewczynki, rozmawia Agnieszka Rynowiecka

Wiedziałaś, jakiej płci będzie dziecko, gdy byłaś w ciąży z Wiki?

Od początku miałam pewność, że urodzę dziewczynkę – nie wiem dlaczego. Nasza starsza córka Maria była wychowywana z myślą, że będzie miała rodzeństwo, ale niestety długo to nie następowało. Jest między nimi 11 lat różnicy. Zawsze jednak prosiła o siostrzyczkę – Hanię. Wszystkie lalki to były Hanie.

Było rozczarowanie?

Gdy zaszłam w ciążę, uważałam, że to cud i towarzyszyło mi przeczucie o drugiej córce, ale uzgodniliśmy z mężem dwa imiona – jak dziewczynka, to Hania, a jak chłopiec, to Karol po dziadku. Gdy poszliśmy na połówkowe USG, lekarz zapytał, czy chcemy znać płeć. Odpowiedziałam, że to przecież oczywiste, że to baba jest. Lekarz zapytał męża, jak on stawia. Jarek powiedział, że mamy już córkę, że teraz chciałby mieć syna. „No to pan wygrał. Będzie chłopiec”. Na co ja się rozpłakałam. To było dziwne, wręcz niewytłumaczalne. To nie były łzy rozczarowania czy zawodu – po prostu usłyszałam, że ma być chłopiec i rozpłakałam się. Nie wiem czemu. Nie czułam żalu. Może po prostu dlatego, usłyszałam, że z dzieckiem wszystko dobrze. Opadły emocje, niepokój o zdrowie maleństwa, a już nie byłam najmłodsza przecież. Potem żartowałam z tym lekarzem, bo na USG widać było, jak dziecko trzyma się za głowę – komentowaliśmy, że to dlatego, bo my do tego brzucha tylko „Haniu” i „Haniu” a to przecież Karol jest.

Jak zareagowała starsza córka?

Obraziła się na całe 15 minut, potem stwierdziła, że chłopcy też są fajni. Gdy urodził się Karol, wszyscy byliśmy bardzo szczęśliwi.

Jakim Karol był dzieckiem w tych wczesnych miesiącach i latach?

Był maleństwem, przy którym trzeba było chodzić na paluszkach, chorowitym, często leżał w szpitalu. Zapalenia płuc, odczyny poszczepienne itp. Gdy miał 4 latka, został u niego zdiagnozowany zespół Aspergera. Taka była…

No właśnie „była”. Kiedy były pierwsze sygnały transpłciowości?

Ogólnie rozwijała się bardzo dobrze. Szybko zaczęła mówić. Miała niesamowite poczucie rytmu i zmysł muzyczny. Jak tylko słyszała muzykę czy widziała jakiś teledysk, tańczyła. Pamiętam, wtedy weszła piosenka „Chandelier” Sii – ona cały ten układ w wieku 2,5 lat potrafiła odtworzyć i zatańczyć. To było rozbrajające. Szaleliśmy ze szczęścia, patrząc na nią. Poszła do niepublicznego przedszkola i w tym czasie pojawiły się zabawki stereotypowo uznane za dziewczęce – lalki, maskotki, różowe gadżety.

Wcześniej nie kupowaliście takich zabawek?

Miała głównie niemowlęce zabawki, ale nie ukrywam, gdy dowiedziałam się, że będę miała chłopca, to kupowałam chłopięce zabawki czy ubranka. Większość rzeczy po starszej córce powędrowało do koleżanki, która ma dwie dziewczynki. Ale, co ciekawe, często spotykaliśmy się z tą przyjaciółką i jej dziećmi i Wiki te rzeczy wcześniej oddane z powrotem pożyczała i zabierała do domu. Miała jedną ulubioną lalkę po siostrze i do przedszkola chodziła dzień w dzień z tą lalką. Z rąk jej nie wypuszczała. Już wtedy panie w przedszkolu zwracały uwagę, że Karolek najczęściej bawi się z dziewczynkami dziewczęcymi zabawkami.

Wiki zaczęła uświadamiać sobie różnice między płciami?

Pamiętam jak dziś jeden wieczór, gdy miała 3,5 roku i czytałam jej książkę, a potem rozmawiałyśmy sobie. W pewnym momencie mówi: „Wiesz mamo, bo jak tata da ci drugi raz to nasionko, z którego ja powstałem, to ty urodź mnie drugi raz, bo ja chcę być dziewczynką, bo ja jestem dziewczynką”. Ja na to: „Ale jak to? Jesteś chłopcem, urodziłeś się chłopcem”, a ona: „Nie, nie, mamo, ja chcę się urodzić drugi raz jako dziewczynka.” A więc już wtedy była tego świadoma. Potem, gdy rozmawiałam ze specjalistami, mówili, że około 2-3 roku życia tożsamość płciowa zaczyna się budzić.

A wtedy odpowiedziałam, ze nie mogę jej (wtedy jego) drugi raz urodzić. Nie wchodziliśmy w temat głębiej. Potem zaczęłam się zastanawiać, nie zrobiłam wielkiego halo, ale zaczęłam zwracać uwagę, że ona wybiera wszystko, co dziewczęce. Np. w sklepach z zabawkami zazwyczaj jest sztywny podział na strefę różową i zielono-niebieską. Wiki pierwsze kroki kierowała zawsze w stronę różu. Koniki Pony to jej miłość do dziś.

Kupowałaś te zabawki?

Tak. Kupowałam różne, ale te też, skoro dziecko tego chciało i potrzebowało – to czemu nie? Chciałam, by było szczęśliwe. Miała też samochodziki i piłki, ale leżały w pudłach i kurzyły się, bawili się nimi koledzy z przedszkola, którzy przychodzili w odwiedziny.

Tata też te zabawki kupował?

Nie. Uważał, że przez to ja wzmacniam takie pragnienia, a chłopiec powinien się bawić chłopięcymi zabawkami. Wiki czuła, że tacie to się za bardzo nie podoba. On tego nie krył. Raz nawet schował jej te koniki. Och, jaka była rozpacz!

Kojarzyłaś już wtedy zachowanie Wiktorii z transpłciowością

Jeszcze nie. Raczej myślałam, że pewnie będę miała syna geja. Ale to eskalowało. W wieku 4 lat Wiki zaczęła odmawiać chłopięcych ubrań. Już nie było mowy, by założyła coś w stylu Spidermana itp. Zaczęła domagać się ubranek dziewczęcych, różowych i najlepiej z cekinami. Uwielbiała wszystko, co się błyszczało.

Pozwalałaś jej?

Tak. To zbiegło się z diagnozą Aspergera, a osoby z Aspergerem mają swoje upodobania i myślałam, że o to chodzi i to nic złego. Terapeuci to wspierali – że jeśli dziecko w czymś się dobrze czuje, należy pozwalać, nie ma potrzeby wbijać dziecka w schemat. Mi też jest bliskie rodzicielstwo bliskości, podążanie za dzieckiem, bycie empatyczną mamą, słuchanie dziecka. Dziecko jest odrębną osobą i mimo że jest małe, ma prawo wyboru tego, co je cieszy, jak chce się ubierać, czym się bawić. Taka była moja postawa od początku, zupełnie inaczej podchodził do tego tata Wiki.

Odbiło się to na waszej relacji

Bardzo. W zasadzie miedzy mną a tatą Wiktorii w tym czasie zaczął się konflikt. Źródłem było właśnie to, że pozwalam jej bawić się lalkami, konikami pony. Wiki miała coraz silniejszą potrzebę ekspresji dziewczęcej, a ja przez konflikt z mężem też trochę bałam się jego reakcji. Jarek bardzo chciał syna. Tym bardziej, że męża brat jest gejem, nie planuje dzieci, więc mąż czuł presję, że przekazanie nazwiska leży po jego stronie, stąd też tak silna potrzeba, by ten syn jednak był. Miał zawężone stereotypowe myślenie, strasznie mnie to wkurzało i coraz bardziej między nami się psuło. Wtedy też straciłam trzecie dziecko w ciąży, więc był to trudny czas dla nas wszystkich.

Kiedy pomyślałaś o transpłciowości?

Nie było takiego momentu, jak u starszych dzieci czy młodzieży – coming outu. Bo to było małe dziecko. Ale był moment przełomowy, gdy byłyśmy w Anglii (ja, Maria i Wiki) na wakacjach u mojego brata i bratowej. Trafiliśmy tam na pierwszą w naszym życiu Paradę Równości w miasteczku Bournemount nad kanałem La Manche. To było piękne wydarzenie, kolorowe, otwarte, wszędzie flagi tęczowe, byli nawet wierni z transparentami, policja, służba zdrowia, wszyscy. Bardzo mi się to podobało. Było tam też wiele osób trans i queer – i wtedy chyba w umyśle mojego 4-letniego dziecka pojawiła się myśli, że może ona nie jest taka jedna jedyna, która tak ma.

Pomyślała, że nie trzeba się rodzić na nowo, by być dziewczynką.

Dokładnie tak. Parę dni po tej Paradzie – pamiętam, robiłam coś w kuchni – ona stwierdziła: „Mamo, wiesz, ten siusiak to mi chyba już nie odpadnie. Ja czekam i czekam, ale już wiem, że nie”. Stanęłam wtedy i pomyślałam, że upuszczę to, co trzymam, miałam gonitwę myśli, mówię: „No tak, to się nie wydarzy”, a Wiki: „Mamo, a jaki jest sposób, żebym mógł się zmienić w dziewczynkę, bo przecież nią jestem?” Zebrałam myśli. Pamiętajmy, że mówimy o 4-letnim dziecku. Wiki miała wcześniej zabieg usunięcia migdałków, więc porównałam do tego, by jej jak najprościej wytłumaczyć. Powiedziałam, że są takie osoby i że jest możliwość „zmiany płci” (wtedy jeszcze tak o tym myślałam, czego się teraz wstydzę – teraz już wiem, że płeć się koryguje do psychiki, a nie zmienia), że tak, jak miała operację wycięcia migdałków, to też można przejść operację usunięcia narządów męskich. Wiki zapytała tylko, czy to nie będzie bolało i czy już wtedy będzie dziewczynką, potem widać było, jak stres spływa z niej i wróciła jakby nigdy nic do swoich czynności. A we mnie milion myśli na sekundę – wtedy uzmysłowiłam sobie, że to idzie w kierunku transpłciowości.

Jak to przyjęłaś?

Bardzo duże wsparcie dostałam od bratowej i brata. Oni już długo są w Anglii. Tam jest bardziej różnorodnie, większa otwartość, mają znajomych LGBT. Oni mi uzmysłowili, że to nie chodzi o homoseksualność, a o transpłciowość właśnie. Pomogli mi zaakceptować, że tego nie zmienię i że to jest OK. To było dla mnie bardzo ważne, jestem im za to wdzięczna. W ogóle pobyt w Anglii dużo Wiki dał. Pamiętam, jak buszowałyśmy po sklepach we trzy i Wiki, by choć trochę przymierzyć sukienkę, podchodziła do stoisk z sukienkami i wchodziła w wieszaki tak, by wyglądało, że sukienkę ma na sobie, jednocześnie nie zdejmując jej z wieszaka.

Kupiłaś jej sukienkę?

Bałam się reakcji jej taty. Kupowałam inne ubrania – legginsy, bluzeczki z cekinami, ale sukienki nie. Po powrocie Wiki odmawiała już jakichkolwiek ubrań chłopięcych. Jak wcześniej zakładała ubranka z nadrukiem np. „Toy Story”, to później już nie. Pozwalałam jej ubierać się, jak chciała, ale nie miałam jeszcze zgody na zakładanie przez nią sukienek. Zresztą, jak wróciliśmy z Anglii z tymi wszystkimi konikami pony, mnóstwem ubranek dziewczęcych, to konflikt między mną a mężem przybrał na sile.

Jak sobie z tym radziłaś?

Słabo. Czułam się sama. Nie znałam jeszcze żadnego innego rodzica dziecka transpłciowego. Nie miałam wsparcia w mężu, wręcz ciągle słyszałam coś, co wzbudzało we mnie poczucie winy i było niezwykle przykre; mówił mi, że Wiki taka jest, bo ja przez całą ciążę mówiłam, że będzie dziewczynka. Mówił, że powinnam dziecku tego zabraniać. Gdy tłumaczyłam, że Wiki dzięki temu jest szczęśliwa, był na to głuchy, nie widział, że to nie ja decyduję, tylko dziecko. To był ciężki czas. To nie tak, że on jest złym tatą – po prostu trudniej mu być otwartym, taką ma konstrukcję. Potrzebuje więcej czasu, by różne rzeczy przyjąć i przetrawić, być może nigdy do końca się z tym nie pogodzi. W końcu jednak i w nim ta otwartość zaczęła się pojawiać, co prawda, dużo później. Niestety nasze małżeństwo nie przetrwało tej próby, jesteśmy w trakcie rozwodu. Jarek odszedł od nas pod koniec grudnia.

A Wiki jak sobie z tatą radziła?

Rezygnowała przy nim z różnych rzeczy. Np. pierwszą sukienkę Wiki dostała w końcu właśnie od mojej bratowej, która odwiedziła nas kilka miesięcy po tym naszym pobycie w Anglii. Gdy Wiki ją dostała, to było coś niesamowitego. Nie pamiętam, by moje dziecko kiedykolwiek z czegoś tak się cieszyło. Porobiłam mnóstwo zdjęć dziecku, które wcześniej uciekało od aparatu i nienawidziło zdjęć – a wtedy, jak modelka pozowała. Zakładała tę sukienkę potem, jak tylko wracała do domu z przedszkola. Zdejmowała ubrania i od razu w sukienkę. To była nie tylko metamorfoza ubrania – ona się cała zmieniała. Pojawiał się uśmiech na twarzy, pogodniała, zaczynała tańczyć, śpiewać. Jednak zazwyczaj robiła to, gdy taty nie było w domu. Dziecko czuło, że tata na to przyzwolenia nie daje.

Wiki miała wózek i lalkę, z którą lubiła wychodzić na podwórko. Nie przejmowałam się, co ludzie powiedzą, zresztą w tych różowych ubrankach z cekinami i tak wyglądała jak dziewczynka. Kiedyś poprosiła Jarka, by z nią wyszedł z tym wózkiem. Nie zgodził się na to – i to moje 5-letnie dziecko zmieniło strategię i powiedziało, ze weźmie piłkę, bramki i samochód (bo takie zabawki też jej kupowałam) i żeby z nim poszedł. I on rzeczywiście szybko się poderwał z kanapy, przyszykował i wyszedł z nią.

Dziecko chciało spędzić czas z tatą i było gotowe się dostosować.

Dokładnie. To nic, że ona w ogóle w tę piłkę nie grała, a do auta wkładała lalki, ale wyszła z zabawkami chłopięcymi. Rozumiała, że tata tego oczekuje. Teraz Jarek powoli zaczyna akceptować, że zamiast syna ma córkę. Był wychowany, jak większość z nas – w hetero- i cisnormatywnym świecie.

A twój dom?

Też był oparty o patriarchat, jednak w mojej głowie nie było uprzedzeń. Miałam swobodę ekspresji. Byłam zapaloną Depeszką z wygoloną w części głową, czarnym strojem, krzyżami. Co prawda mój tata, który pochodzi z grodzieńszczyzny, był konserwatywny, chciał, by mama była w domu, wychowywała dzieci – ale mama zawsze była otwarta, pochodzi z Kujaw i tam ludzie mają inną mentalność, bardziej otwarte umysły. Ona zaszczepiła w nas, że można mieć wybór, na wiele nam pozwalała. Ja też sądzę, że dzieci mają prawo do swoich wyborów nawet w tak młodym wieku.

Wiki miała szczęście, bo chociaż ty od początku ją wspierałaś. Dzieci stykające się z brakiem otwartości dłużej starają się dostosować.

A wiele z nich nie doczeka możliwości bycia sobą i kończy swoje życie przedwcześnie. Jestem na grupie na FB dla osób trans i czasami nie mam już siły czytać, jak dzieci opisują, co dzieje się u nich w domu, jak mają trudno. Wszystkie te dzieci bym przytuliła. Dla mnie to nie jest zrozumiałe, jak można dziecka nie słuchać, jak można nie wspierać. My jako rodzice dzieci – trans czy cis, homo czy hetero – musimy zdać sobie sprawę, że nie mamy prawa projektować życia naszych dzieci za nie. To są oddzielne byty.

Nie bałaś się o Wiki?

Bałam się i boję do tej pory. Tym bardziej, że mieszkamy w Białymstoku, w zeszłym roku odbył się Marsz, który został tak zaatakowany… Poczynając od przedszkola państwowego, które nazywało się „Tęczowe”, ale okazało się bardzo nie-tęczowe – Wiki wyszła z niego poraniona. Choćby kwestia długości włosów. Wiki nie chciała ich ścinać. Na początku tłumaczyłam to nadwrażliwością sensoryczną, ale w pewnym momencie ona świadomie wyraziła chęć posiadania długich włosów. Pani w przedszkolu nie mogła tego zrozumieć, ciągle pytała, dokąd my te włosy będziemy mu zapuszczać. Odpowiadałam, że dotąd aż będzie chciał, ale nie przekonywało to jej. Zresztą mężczyźni też przecież noszą długie włosy i kucyki, nawet ksiądz u nas na parafii ma kitkę. Odnośnie ubrań też słyszałam komentarze. W końcu zostały zaakceptowane legginsy i bluzeczki. Oczywiście zwracano też uwagę, że Wiki mówiła czasem o sobie w formie żeńskiej. Pytano mnie, czy o tym wiem, twierdzono, że nie należy na to pozwalać. Mówiłam, że wiem, w domu też tak mówi, że jeszcze nie wiemy, w którą stronę rozwinie się jej tożsamość. Uchodziliśmy, zwłaszcza ja jako mama, za dziwaków.

Tak było do końca edukacji przedszkolnej?

Tak. Ale taka ciekawa historia. Na koniec przedszkola była akademia – występ ze stereotypowym podziałem: dziewczynki w tęczowych spódniczkach, chłopcy przebrani za klaunów. Na dwa tygodnie przed akademią Wiki powiedziała mi, że nie chce brać udziału w tym cyrku i czy ja się na to zgadzam. 

Dlaczego nie chciała? 

Bo mimo jej próśb panie nie pozwalały jej tańczyć z dziewczynkami, zmuszały do bycia klaunem. Nie chciałam wdawać się w kolejną dyskusję z paniami, pozwoliłam, by nie występowała, stwierdziłam, że może siedzieć na widowni. Zapytała, czy może ubrać się tak, jak się czuje. Zgodziłam się. Zaczęła snuć plany co do różowego i cekinów. Ja na to: „Nie, Wiki, możesz założyć dziewczęce ubranko, jednak to jest akademia, trzeba się ubrać galowo.” Kupiłyśmy białą bluzkę, czarną spódniczkę, Wiki założyła spineczki, pantofelki i tak wystąpiła na zakończeniu przedszkola. Tata Wiki był zarazem wściekły na mnie, że na to pozwoliłam, wstydził się własnego dziecka. Ale jak weszliśmy na salę, zobaczyliśmy mnóstwo gestów wsparcia ze strony rodziców. Grono pedagogiczne nie było zachwycone, ale pozostali nam kibicowali. Wiki weszła z podniesioną głową i ja też. W zasadzie to nikt z rodziców z grupy przedszkolnej nie miał problemu. Wiki była zapraszana na wszystkie urodziny dzieci, z którymi się bawiła. A np. wiem, że jedna mama kolegi Wiki była zaczepiona i zapytana przez przedszkolankę, czy wie, z kim bawi się jej syn i że odkąd bawi się z Karolem, to bawi się lalkami w dom w mamę i tatę. I że to jest niepokojące. Ta cudowna mama (teraz moja przyjaciółka) na to: „Ale to wspaniale, że Karol(Wiki) uczy mojego syna, jak być dobrym ojcem, to chyba jest dobre, a nie niepokojące. Zresztą chyba najważniejsze, że dzieci się lubią.”

My, dorośli, powinniśmy się uczyć od dzieci otwartości i akceptacji różnorodności. Dzieci nie miały z tym problemu. Dzieci albo się lubią albo nie, nie oceniają kolegi, którego lubią po tym czy nosi różowe czy dżinsowe spodenki. Wiki miała większość koleżanek i dwóch kolegów, z którymi do dziś ma kontakt i teraz już akceptują Karola jako Wiki. Czasami są z tego zabawne sytuacje np. językowe, słyszę ich rozmowy – np. „Karol, ja nie wiem, czym ty byś się chciała bawić”, a za chwilę pada pytanie: „Wiki, a co byś chciał?”. Byłam też świadkiem takiej sceny, gdy nocował u nas jeden z kolegów Wiki. Stali w łazience, myli zęby i Wiki ze szczoteczką w buzi pyta: „Rafał, a jak ja będę dziewczynką, to będziesz mnie dalej tak lubił i kochał jak teraz?” A Rafał, nawet nie patrząc na Wiki: „No tak, pewnie, przecież ja cię lubię i kocham i jesteś moim przyjacielem/przyjaciółką – nie ma znaczenia” – i dalej myją te zęby.

A na ulicy?

Na ulicy, w sklepach zdarzały się nienawistne spojrzenia, gdy Wiki ubrana jak dziewczynka mówiła o sobie w formie męskiej. Nie obchodziło mnie, co pomyślą o mnie, ale to, że ktoś nie ma zrozumienia dla mojego dziecka i patrzy na nie z pogardą, było bardzo przykre. Raz usłyszałam, że wychowuję „pedała”. To mnie bardzo zabolało – tym bardziej, że mam w rodzinie i wśród znajomych osoby homoseksualne i nie znoszę takiej pogardy.

Nie zrażało cię to?

Wręcz przeciwnie. Jestem niepokornym duchem, lubię podążać własną drogą. Jestem też otwarta na to, że mojemu dziecku może się to zmienić. Wątpię, bo ono jest naprawdę 100% dziewczynką, ale rozmawiam z Wiki o tym, że będę ją kochać niezależnie od wszystkiego i jeśli kiedykolwiek poczuje w środku, że jest chłopcem, to dla mnie to będzie OK. Nie chcę, by czuła presję, że skoro matka tyle dla niej zrobiła czy walczyła o tę korektę, to teraz ona musi w to brnąć, musi być dziewczynką, nawet jeśli przestanie to czuć.

Mówiłaś, ze tata Wiki też w końcu to zaakceptował.

Myślę, że ten proces akceptacji trwa, paradoksalnie duży wpływ miał Marsz w Białymstoku i znajoma, z którą był w bliskiej relacji, również „trans mama”. Jarek nie był na Marszu, my też nie, bo byliśmy w Anglii. Opowiadał mi jednak, jak widział ludzi, w tym swych kolegów, którzy z krzyżami w dłoni wykrzykiwali te straszne rzeczy, wulgaryzmy na osoby LGBTQI. To mu mocno otworzyło oczy. Chyba pomyślał, po której stronie jest – czy przypadkiem nie po stronie tych, którzy kiedyś mogą skrzywdzić jego dziecko. Nawet zaczął mnie zaskakiwać, jak szybko potem zaczął pisać i mówić do Wiki w rodzaju żeńskim.

Dalej działaliście już wspólnie? Jakie były kolejne kroki?

Wstępną opinię zrobiliśmy jeszcze w 2018 r. Udało mi się dostać na szkolenie i konsultację do dr Fornalik o seksualności osób ze spektrum autyzmu. Zaciągnęłam męża. Opowiedzieliśmy o Wiki. Powiedziałam też, że gdzieś w podświadomości czasem myślę, że to może moja wina, bo tak byłam nastawiona, że będzie córka. Pani doktor zapewniła, że takiej magii to nie ma.

Poprosiłam o wstępną diagnozę. Chciałam wiedzieć, czy dobrze robię, podążając za potrzebami Wiki. Pani doktor poleciła specjalistę, razem z którym przeprowadziła kilka spotkań z dzieckiem i z nami. Wiki dostała rozpoznanie zaburzeń identyfikacji płciowej w dzieciństwie. We mnie tymczasem rodziła się potrzeba poznania rodziców w podobnej sytuacji. Zaczęłam szperać w Internecie i zostałam zaproszona przez Edytę Baker, prezeskę Trans-Fuzji, do zamkniętej grupy rodziców dzieci trans na FB. Poczułam, że nie jestem sama. Godzinami tam siedziałam, wszystko chłonęłam. Zaczęłam zdobywać wiedzę, chodzić na spotkania do Trans-Fuzji. Wzięłam udział w Paradzie w Warszawie w 2019 r. Poznałam inne mamy, spadł ten przeogromny ciężar poczucia winy. Zapisałam się na Akademię Zaangażowanego Rodzica w Kampanii Przeciw Homofobii. AZR mega odmienił moje życie. Nawiązałam cudowne kontakty, dostałam mnóstwo wsparcia. Sama zaczęłam się rozwijać jako człowiek, pokonywać swoje bariery. Jeszcze niedawno nie byłoby możliwe, bym odważyła się na taki wywiad czy wystąpienie na konferencji. W grudniu 2019 r. byliśmy z Wiki u psychiatry – seksuologa dr. Dulko, który potwierdził transpłciowość.

Jak jest teraz?

Teraz wiem, że moje transiątko jest moim darem, że dzięki niemu wiele się nauczyłam o sobie, o ludziach. To, że Wiki czuje się przy mnie bezpiecznie, jest niesamowicie ważne i daje mi dużo siły, dostaję od niej tyle miłości, zaufania i wdzięczności. Wiki chodzi do szkoły prywatnej do pierwszej klasy. Chciała, by dzieci wiedziały, że urodziła się jako chłopiec. Przez to, że wiedzą, pewnie jest jej ciężej, ale ponieważ jest to szkoła poza systemem, jest nastawienie na relację, to nie było problemu z przestawieniem się. Wiki funkcjonuje więc jako dziewczynka. Ostatnio dostałam ocenę opisową po pierwszym semestrze i całość była napisana w rodzaju żeńskim. Wspaniale było to czytać. Dzięki kadrze szkoły i wychowawczyni, która również daje dużo wsparcia, moje dziecko może być sobą.

Ja sama jakiś czas temu wyoutowałam się jako mama dziecka trans w nowej pracy. Zostałam życzliwie przyjęta. Koleżanki nawet jak się mylą, pytając „A jak twój mały?”, to zaraz się poprawiają: „Jak twoja mała?”. Nie muszę niczego ukrywać, brzemię tajemnicy spadło, mogę spokojnie myśleć i mówić o moich dwóch córkach.

Co byś powiedziała innym rodzicom dzieci trans?

Słuchajcie, bądźcie blisko dzieci. Jeśli mówią wam, że źle czują się w swoim ciele, nie bagatelizujcie tego, nie zakładajcie, że to chwilowe, że minie, że moda czy fanaberia. Wasze dzieci to skarb, uważajcie, by ich nie stracić. Nikt, żadne dziecko ani osoba dorosła nie decyduje się ze względu na modę na życie jako osoba transpłciowa w tym kraju, już nie mówiąc, że w Białymstoku.